![]() |
Źródło |
[8:00]
Jak to jest, że przychodzi niedziela i jestem zwyczajnym flakiem? Nie chce mi się wstawać, a jak już wstanę i wyjrzę przez okno to mam ochotę się zaszyć pod kołdrą. Ósma rano, pusta ulica, zero motywacji.
[10:00]
Lista zadań dumnie leży na biurku. Zerkam na nią i z grymasem na twarzy zamykam kalendarz. Zupełnie jakbym zobaczyła coś obrzydliwego.
[13:00]
Skoro już wegetowałam do tej godziny, to wypadałoby zjeść obiad. Na szczęście głód mnie motywuje. Szału nie ma, ale przynajmniej mam co rzucić na talerz. To teraz kawka/herbatka i pora zacząć snuć się dalej.
[15:00]
Zaczynam irytować się coraz bardziej. Tyle planów i nic. Wczoraj miałam olbrzymie pokłady uczucia na "m", a dziś? Ano, dziś już nie mam. Rzut oka na ulicę: nadal pustki. Ojej, jak późno!
[18:00]
Zaczynam się budzić do życia. Chyba czuję oddech listy z kalendarza na karku. Udało mi się zrobić jeden moduł z kursu. Sukces. Praca magisterska leży i kwiczy, nowogrecki również. Cóż, zdarza się.
Wniosek jest jeden: niedziela kompletnie mi nie służy. Nie znoszę tego dnia. Czuję się jak flak, praktycznie przebimbałam cały dzień. Jestem na siebie zła, ale pocieszam się, że jutro jest poniedziałek i będzie lepiej. Tak właściwie to lubię poniedziałkowe poranki. Mam wrażenie, że spotka mnie wiele ciekawych rzeczy i czuję się pełna energii. Przynajmniej do następnej niedzieli.
ja też nie lubie niedziel;p bleee...
OdpowiedzUsuń