Ten miesiąc był ciężki. Głównie pod względem fizycznym. Kilka wypraw w góry, średnio co 2-3 dni po ok. 20km wykańcza. Organizm to nie maszyna ale kiedy się chce wykorzystać urlop w pełni trzeba być twardym. To spowodowało, że bieganie zeszło na dalszy plan. Cholernie było mi przykro, ale wiadomo, nie da się zrobić wszystkiego. Jeśli stopy są obolałe, a wiesz że dzień później znowu wyruszasz w trasę, nie możesz sobie pozwolić na dodatkowe wycieńczenie organizmu. Z resztą pod koniec tego istnego maratonu moje ciało zaczęło się buntować. Mogłam spać wszędzie (no dobra, nie w autobusie, ale na stojąco już tak) i długo. Stopy bolały nawet jak nie dotykały ziemi. Wstawało się coraz ciężej, ale chodziło jakby łatwiej. To plus.
Śpioch w pociągu |
Dodatkowo przyplątały się korzonki. Nic nowego, mam z tym problem w sumie od dawna. To również przyczyniło się do przerwy w bieganiu. W końcu ciężko jest biegać, kiedy nie można ruszać głową :D Ale nie ma tego złego. Po górach kondycja się poprawiła, więc myślę że bieganiu wyjdzie to na dobre.
A co robi biegacz, kiedy nie może biegać? Chodzi po sklepach :D W związku z tym w mojej szafie zagościły legginsy za kolano, które kupiłam w TK Maxx (jakaś firma/firemka? Morera, zna ktoś?, przyznam że nigdy tyłek nie wyglądał tak dobrze :)
Drugim zakupem była bluza na chłodne dni z Kalenji. Wygrzebana na dziale męskim, bo wybaczcie ale płacić 69zł za bluzę damską, kiedy mogę mieć niby-męską za 29zł? Nie ze mną te numery drogi Decathlonie :D Z resztą pewnie inne panie również metką się nie przejęły bo małych rozmiarów było zdecydowanie mniej niż innych.
Plan treningowy również uległ zmianie. Zawody w Oleśnicy (mam nadzieję, że zdrowie pozwoli wystartować) traktuję jako debiut i przygotowanie do zawodów we Wrocławiu. W związku z tym trochę go zmodyfikowałam. Więcej w zakładce Zawody.