![]() |
Źródło |
Warto wspomnieć, że dzięki RSS oszczędzamy ogrom czasu, ponieważ nie musimy wchodzić kilka razy dziennie (tak, tak prokrastynatorzy ;) żeby sprawdzić czy pojawiło się coś nowego.
Do porządkowania RSS służy m.in. Google Reader, ale nie pora i nie miejsce na dywagacje w stylu co i jak. Wspomnę jedynie, że do obwieszczania nowości służy mi RSS Feed Reader z Chrome Web Store. Dzięki niemu, bez konieczności wchodzenia na czytnik, mogę obserwować czy coś się pojawiło na ulubionych stronach.
I tu zbliżam się do sedna posta.
Wszystko byłoby ładnie i pięknie gdyby nie kanał. I nie mam na myśli tego RSS. Chodzi o niebezpieczeństwo jakie niesie za sobą zbyt liberalne podejście do tych jakże ważnych stron, które, a jakże, koniecznie musimy codziennie oglądać.
Któregoś dnia po włączeniu przeglądarki zauważyłam, że czeka na mnie 165 nieprzeczytanych rzeczy! 165! Od razu zakręciło mi się w głowie. Przecież to jak nic ze dwa dni przeglądania. Albo dzień, przy założeniu, że połowę odkliknę. Tak nie może być. Postanowiłam się zorganizować i co? Połowa stron trafiła do "kosza". Wprowadziłam prostą zasadę: jeśli na jakąś stronę nie wchodziłam od miesiąca, oznacza to, że nie jest aż tak zajmująca, a skoro nie jest zajmująca, jest więc zbędna.
Do kosza wrzućcie śmieci, powiadam Wam! :)
gratuluje organizacji
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJa właśnie śledzę taki kanał RSS z blogami biegaczy. Rano zaczynam od kawy i lektury, obowiązkowo!
OdpowiedzUsuńJa od tych blogów często zaczynam trening :) Nie ma to jak pozytywnie się naładować przed bieganiem.
UsuńCiekawy sposób na ogarnięcie tego wszytskiego w ulubionych i zapomnianych. Podczas tych wolnych dni, opatentuje to na swoim komputerze. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie to bardzo znany mi problem. Klasycznie mam powyżej 200-300 nieprzeczytanych postów, a co jakiś blog wywalę, to wpada nowy (tak właśnie wpadł mi Twój jakiś czas temu;)).
OdpowiedzUsuń