Najdłużej pisany post w historii bloga.
Dzień przed zawodami
Pomimo że mam godzinę wstawania ustawioną na 7:30, tym razem wyłączyłam budzik. Uznałam że muszę się wyspać dwa dni przed zawodami bo dziś pewnie będę mieć problemy z zaśnięciem. Natomiast dwa dni bez dobrego snu różnie się mogą dla mnie skończyć. Mimo wszystko dystans 5km nadal jest dla mnie pewnym wyzwaniem. Wszystko musi pójść zgodnie z planem.
Dziś już nie zamierzam trenować, no chyba że wyjdę na tak zwany "szybki kilometr", ale wątpię. Ostatnio na treningu mój kręgosłup znowu się buntował przez co z zaplanowanych 60 minut biegu zrobiłam tylko (aż?) 40. Na zawodach pewnie bym dotrzymała do tych 5km (niewiele mi brakło) ale nie chciałam się przeciążać przed zawodami.
Dzień zawodów
Szybkiego kilometra nie było, nie mogłam się na niczym skupić z nerwów więc dałam sobie spokój. Problemy z zaśnięciem były, spałam tylko cztery godziny. Rano zrobiliśmy z Dziubdziusiem zakupy i pociągiem dostaliśmy się do Oleśnicy. Mieliśmy mnóstwo czasu więc się na kawkę załapałam.
Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce startu, zapłaciłam wpisowe, otrzymałam numer startowy, paczkę chrupek kukurydzianych, dyplom uczestnictwa, talon na żarełko i plan miasta. Zaczęłam się rozglądać i widząc biegaczy biegających tu i tam zrobiło mi się źle. "Może ja też powinnam?" kołatało się w głowie, ale szybko mówiłam sobie, że zawody to nie jest czas na eksperymenty. Jedni robią tak, ja robię tak i tego mam się trzymać.
Punktualnie o 14:15 ruszyliśmy i się zaczęło ;) Biegacze wyrwali do przodu. Zostało kilku zawodników nordic walking, potem ja a potem znowu nordic. Tak, przez ponad połowę biegłam ostatnia z ostatnich :D Ale spokojnie, w pewnym momencie myknęłam NW potem kilku biegaczy i koniec końców ukończyłam bieg szesnasta (na 18 osób :) co ważne nie było bo i tak treningowy czas pobiłam o prawie 2 minuty. Czyli ostatecznie z czasem 33:54 zabrałam się za bigos i do domu.
Pierwsze zawody za mną, numer startowy wisi na ścianie a ja szykuję się do kolejnych zawodów (tym razem Wrocław) i ukończeniu "piątki" w 30 minut.
Dzień zawodów
Szybkiego kilometra nie było, nie mogłam się na niczym skupić z nerwów więc dałam sobie spokój. Problemy z zaśnięciem były, spałam tylko cztery godziny. Rano zrobiliśmy z Dziubdziusiem zakupy i pociągiem dostaliśmy się do Oleśnicy. Mieliśmy mnóstwo czasu więc się na kawkę załapałam.
Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce startu, zapłaciłam wpisowe, otrzymałam numer startowy, paczkę chrupek kukurydzianych, dyplom uczestnictwa, talon na żarełko i plan miasta. Zaczęłam się rozglądać i widząc biegaczy biegających tu i tam zrobiło mi się źle. "Może ja też powinnam?" kołatało się w głowie, ale szybko mówiłam sobie, że zawody to nie jest czas na eksperymenty. Jedni robią tak, ja robię tak i tego mam się trzymać.
Punktualnie o 14:15 ruszyliśmy i się zaczęło ;) Biegacze wyrwali do przodu. Zostało kilku zawodników nordic walking, potem ja a potem znowu nordic. Tak, przez ponad połowę biegłam ostatnia z ostatnich :D Ale spokojnie, w pewnym momencie myknęłam NW potem kilku biegaczy i koniec końców ukończyłam bieg szesnasta (na 18 osób :) co ważne nie było bo i tak treningowy czas pobiłam o prawie 2 minuty. Czyli ostatecznie z czasem 33:54 zabrałam się za bigos i do domu.
Pierwsze zawody za mną, numer startowy wisi na ścianie a ja szykuję się do kolejnych zawodów (tym razem Wrocław) i ukończeniu "piątki" w 30 minut.
Moje serdeczne gratulacje!
OdpowiedzUsuńCiesze sie, ze masz ochote na wiecej. Trzymam kciuki i zycze powodzenia.
Kataleja
Gratulacje!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
OdpowiedzUsuńGratulacje! Fajny pomysł z tym numerem startowym :) Szkoda tylko, że nie zawsze można je zabierać do domu.
OdpowiedzUsuń