Zaledwie tydzień temu
wybraliśmy się na wyprawę. No prawie tydzień temu bo w piątek.
Plan był ambitny, zrealizowany w pełni. Nogi obolałe potrzebowały
masażu, ale w kolejny piątek ruszamy znowu i nie straszny nam
deszcz! A zaczęło się wręcz banalnie.
![]() |
Śnieżka |
Punktualnie o 6:30
stawiliśmy się na Dworcu Głównym we Wrocławiu. Pięknie
odnowiony, więc szliśmy rozglądając się na boki- jak w jakimś
muzeum.

Wielkiego ścisku nie
ma, siedzimy w przedziale w następującym składzie: nasza czwórka
i chłopak, który w połowie trasy wysiadał więc przedział
nasz. Śmiejemy się, robimy zdjęcia stacjom, kolega na lekkim
kacu przysypia (ech... amatorzy ;).
![]() |
To nie Śnieżka, nie wiem cóż to :) |
Studiujemy trasę.
Chcemy dotrzeć do Janowic Wielkich, a stamtąd do Zamku Bolczów i
Kolorowych Jeziorek. Znajomy (zapalony górołaz) stwierdza, że
lepiej żebyśmy wysiedli wcześniej to nie będziemy się musieli
wracać do jeziorek.
-To kiedy w końcu wysiadamy? – Pytam po chwili. Górołaz się wychyla i krzyczy: -Już!
Rzucamy się do drzwi. Dopadłam ich pierwsza ale korba nijak nie chciała się przekręcić. Górołaz się dopycha i otwiera drzwi, ale pociąg już rusza.
-Skaczemy? – patrzę na niego jakby zgłupiał. Nie dość, że aparat przy pasie to jeszcze nie ma nas dwoje ale czworo.
-Nie, coś ty. – Decyzja zapadła, stajemy więc przy drzwiach i się zaśmiewamy.
Po chwili wysiedliśmy w
Janowicach i w drogę (po drodze zahaczamy o sklepik spożywczy przy
dworcu: jagodzianki palce lizać!).
![]() |
Zamek Bolczów |
Pierwszym większym
przystankiem są ruiny Zamku Bolczów. (ok. 560 m n.p.m.).
Rewelacyjne miejsce. Do środkach wchodzimy przez kładkę na suchej
fosie i zaczynamy chodzić, rozglądać się. Tu jakby stara studnia,
tam jakieś schody.
Wchodzimy na szczyt i
mamy przed sobą górską panoramę. Wrażenia niezapomniane, ale
idziemy dalej bo do jeziorek daleka droga. Muchy „idą” razem z
nami. Jest dosyć ciepło i w lesie mnóstwo tego lata. Górołaz
przystaje na moment i wokół niego, jak jakiś rój, latają
paskudy. Śmieję się z niego, że wygląda jak Władca
Much, pomimo tego że sama pewnie nie wyglądam lepiej. Żeby
nas nie wkurzały bardziej nie zatrzymujemy się za często na
dłuższe odpoczynki. Wyjątkiem był przystanek skąd było widać
Śnieżkę i nawet śnieg w okolicy (sic!).
![]() |
Uranówka ;) |
Po pewnym czasie
wychodzimy z lasu, muchy
nam odpuszczają, a oczom ukazuje się łąka
pełna łubinu. Pierwszym moim skojarzeniem były angielskie
wrzosowiska. Coś pięknego. Natykamy się nawet na gąsienicę-giganta
(ok. 7 cm miała!) którą „przeprowadzamy” przez jezdnię przy
okazji się naśmiewając, że jest „pędzona na uranie”
(niedaleko Janowic Wielkich znajduje się, już teraz wieś,
Miedzianka, gdzie miał być wydobywany uran).
![]() |
Zielony Stawek |
W końcu na miejscu!
Jest pierwsze jeziorko! Dobiegam szczęśliwa, lecę, pędzę a tu...
kałuża. No, O.K. Niech będzie, nawet to ładne: w dole- gdzie się
udajemy- jest sobie sadzaweczka i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie
fakt, że miał to być Zielony Stawek (ok.
730
m n.p.m.)
. I naprawdę wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że
nie był zielony. W pierwszej chwili przemknęło mi przez myśl, że
to może to Żółte Jeziorko co to miało być wyschnięte.
Ale nie. Zielone. Połazili? Porobili zdjęcia? To dawać w drogę!
![]() |
Niebieskie Jeziorko |
Następny przystanek:
Niebieskie Jeziorko
(ok.
635 m n.p.m.),
które okazuje się być... zielone. Zaczynamy się
zastanawiać czy tabliczek nie pisał jakiś mężczyzna. Ale
jeziorko niczego sobie: w zagłębieniu, dosyć duże, woda aż
krzyczała: Wskakuj! Na co czekasz?! No to jeszcze jedno: purpurowe.
Jako że ja zamykałam cały ogonek, do jeziorka jako pierwszy
doszedł Górołaz i już mi mówi:
– Nie będziesz
zadowolona. – Ja coś mruczę w stylu: „A co? Znowu żółta
breja?”. Niewiele się mylę. Jeziorko ma jakiś taki żółty
odcień, znajduje się w dole, ale i tak jest ładnie. Warto dodać,
że po raz kolejny uciechy dostarczyła nam tablica informacyjna na
której było napisane, że woda ma cierpki smak i ph=3. Nie ma
problemu, każdy ma swoje gusta smakowe, ale wiecie: Mamo, tato
wolę wodę. Zwykłą, bez dodatków siarki ;) Skrzywienie z
czasów chemii, nic nie poradzę.
![]() |
Czerwone Jeziorko |
Po opuszczeniu lasu na
dobre, udajemy się aż do Ciechanowic, gdzie czekamy na pociąg do
Wrocławia przy dźwiękach piosenki „Chłop z Mazur”. Wiadomo,
weselicho. Nawet nam przemknęło przez głowę, że jeśli pociąg
nie przyjedzie to wbijamy na zabawę. Ale nie, jedzie. Pakujemy się
więc z naszymi obolałymi kończynami do przedziału i zasypiamy.
W końcu przed nami 2,5 godziny drogi.

Za tydzień
planujemy kolejną wielką wycieczkę na trasie: Janowice Wielkie-
Kowary- (Śnieżka) Karpacz, więc, jeśli też macie zamiar być w
tamtych okolicach to być może się na siebie natkniemy.
Kliknij na zdjęcia, żeby powiększyć.